Dojeżdżamy do Budapesztu. Mamy w planie zatrzymać się i trochę pozwiedzać. Po paru chwilach chęci na zwiedzanie coraz mniej. Zatłoczone ulice, korki, gwar, i miliony znaków o dziwnych i kosmicznie długich nazwach. W końcu zatrzymujemy się w jakieś małej uliczce raczej z dala od samego Centrum. Robimy kilka fotek na moście, idziemy do niewielkiej kapliczki na skale i co prędzej uciekamy. Niestety w tak dużym mieście z tak śmiesznymi dla przeciętnego Polaka napisami na znakach drogowych mamy straszne problemy z wydostaniem się z miasta. pytamy się o drogę kierowcę autokaru. Ten gdy widzi katowickie rejestracje przechodzi "na gwarę":-). Tłumaczy nam mniej więcej jak wyjechać i daje nam mapę Budapesztu - nie ma to jak spotkać "swego":-) Tak czy inaczej po 15 minutach gubimy się... Pytamy napotkanego taksówkarza jak wyjechać na Siofok w stronę Balatonu. Niestety taksówkarz włada tylko językiem węgierskim:-) a my tylko polskim, angielskim i międzynarodowym migowym:-P. Pokazuje nam na mapie w paru miejscach i gada coś w "ichnim" języku. Grzecznie dziękujemy i jedziemy dalej. po pół godziny jeżdżenia po Budapeszcie w końcu znajdujemy drogę. Jak dobrze znów być w trasie.