Im dalej na południe tym miejscowi kierowcy dają się coraz bardziej we znaki. Nagminne wyprzedzanie "na trzeciego" lub przed niebezpiecznym zakrętem z przepaścią u boku. Ale nie ma się co dziwić, bo nawet policja tak jeździ:-) Także na znaki trzeba coraz bardziej uważać. Ograniczenie do 30 km/h coraz częściej oznacza tak naprawdę 20 km/h..
No i stało się...słowiański temperament starł się z temperamentem bałkańskim:
Jadąc w stronę Kotoru widzę w lusterku "trzymającego mi się tyłka" miejscowego taksiarza. Od razu trzeba tu napisać, że "trzymanie tyłka" w Czarnogórze różni się od tego w Polsce jednym szczegółem - tutaj jeśli gość jedzie od ciebie w odległości 1/2 metra to to nie jest jeszcze "trzymanie się tyłka":-) Powoli już nie wytrzymuje, nie widzę już nawet maski jego auta a droga do bezpiecznych nie należy (taka "ichnia" przełęcz Salmopolska). Nagle samochód przede mną włącza migacz i chce skręcić ale zatrzymuje się żeby przepuścić tych jadących z naprzeciwka. Ledwo hamuje wciąż patrząć w lusterko. Jakimś cudem taksiarz nie wjeżdża mi do d... W tej samej chwili po prawej stronie zauważam małą zatoczkę. Korzystam z okazji i przepuszczam wariata za mną...i tutaj włącza się mój słowiański charakter - pokazuje mu grzecznie środkowy palec:-P W Polsce na tym by się skończyło ale nie tutaj... gość staje na środku drogi i wychodzi. Ciemne okulary, średniej budowy ciała ale po twarzy od razu widać, że zadarłem z niewłaściwym człowiekiem. Podchodzi do szyby. Krótka wymiana zdań - on po serbsku ja po polsku. Chwila ciszy, ciśnienie 170, patrzymy sobie przez ciemne okulary prosto w oczy. Po dłuższej chwili koleś odchodzi..ufff.. mało brakowało. Nawet jakbym chciał to zapięty w pasach i w pozycji siedzącej nic bym nie wskórał. Na szczęście dobrze się skończyło ale mamy nauczkę na przyszłość że z miejscowymi się nie zadziera.
Jedziemy jeszcze chwile za taksiarzem ale po paru minutach nas gubi. zatrzymujemy sie w Risan, żeby trochę ochłonąć.